Ten rozdział dedykuję Alicji, która śmiała się podczas czytania go :D
_____________________________________________________
Tym razem obudziła mnie Rose. Na szczęście zrobiła to bez zrzucania mnie z łóżka. Przespałam całą noc, ale czułam się jakbym dopiero się położyła. W głowie mi szumiało, a oczy piekły mnie niemiłosiernie.
— Wstawaj, Sus — rozkazała Rose. — Przybył Inkwizytor.
— Co z tego?
— To, że chcę się z tobą widzieć.
— Mhm.
— Za pięć minut.
— CO?!
Wyskoczyłam z łóżka jak rażona piorunem. Czemu nikt mnie nie uprzedził?! Zakręciło mi się w głowie. Czy ja coś wczoraj piłam? Spojrzałam na pustą butelkę po wysokoprocentowym alkoholu stojącą koło szafy i wszystko stało się jasne. Na szczęście Rose jej nie zauważyła. Miałabym przechlapane.
— Zaraz będę — mruknęłam i wypchnęłam dziewczynę z pokoju, zatrzaskując drzwi. Oparłam się o nie i westchnęłam. Najchętniej wróciłabym do łóżka. Rzuciłam mu tęskne spojrzenie i ruszyłam w stronę szafy.
Wciągnęłam na siebie ubrania i zarzuciłam moją kurtkę. W między czasie wypiłam całą butelkę wody. Wiązanie sznurówek moich glanów zajęło mi trzy razy więcej czasu niż zwykle. Byłam totalnie skacowana. Najchętniej wskoczyłabym do łóżka, przykryła się po sam nos i spałabym cały dzień. Ale niestety głupia misja i głupi Inkwizytor musieli mi przeszkodzić.
Chwyciłam butelkę wody i wyszłam z pokoju. W progu wpadłam na kogoś i cała zawartość butelki wylądowała na mojej bluzce i twarzy. Zakrztusiłam się i splunęłam.
— Przepraszam!
Osobą, na którą wpadłam, okazał się być Derek, który wyglądał, jakbym to ja oblała jego. Nie, nie był mokry. Był wściekły. Otarłam twarz rękawem kurtki.
— Strasznie mi przykro — powiedział Derek. — Jestem taki zły. Nie zauważyłem jak otwierałaś drzwi.
— Nic się nie stało — odpowiedziałam, zapinając kurtkę. Wolę się gotować, niż chodzić w poplamionej koszulce. — Czemu jesteś zły?
— Inkwizytor nie pozwolił mi z wami jechać, a Alicja powiedziała, że ma rację! — warknął. — Mam jej dość!
— Na pewno się pogodzicie — zapewniłam go. Dzień bez kłótni Dereka i Alicji to dzień święty. — Jestem tego samego zdania co ty. Powinni cię puścić. Jesteś najstarszy i najbardziej doświadczony.
— Głupi Inkwizytor — mruknął Derek.
— Inkwizytor! — wykrzyknęłam. — Chciał się ze mną spotkać!
— Leć — powiedział Derek, a ja pobiegłam w stronę gabinetu państwa Sims.
Zdyszana zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Pewnie zebranie nie było tu. Czemu do jasnej cholery Rose mi nie powiedziała, gdzie mam iść?! I jeszcze ten okropny ból głowy! Zaklęłam i ruszyłam do gabinetu wujka Alicji. Tam też pusto. Spanikowana zbiegłam do salonu. Tam zastałam Toma, który czytał jakąś książkę.
— Tom! — krzyknęłam. Chłopak obrócił się w moją stronę. — Gdzie jest Inkwizytor?!
— W bibliotece, ale Sus...
Nie dałam mu szansy dokończyć. Wystrzeliłam do biblioteki jak z procy. Po kilku minutach wpadłam do środka. Państwo Sims, Carol Ramos oraz obcy facet, który pewnie był Inkwizytorem, spojrzeli na mnie ze zniecierpliwieniem. Podeszłam do nich zdyszana.
— Przepraszam za spóźnienie — jęknęłam. — Nie wiedziałam, gdzie miałam przyjść.
Wujek Alicji już otwierał usta, żeby na mnie nawrzeszczeć, ale pani Sims uciszyła go dłonią.
— Nic się nie stało, Susanno — powiedziała, uśmiechając się lekko. Wzdrygnęłam się. Nienawidziłam mojego imienia, ale w zdrobnieniu jakoś brzmiało. — James ci wszystko wyjaśni.
Pan Sims poprawił krawat i odchrząknął.
— Jak już pewnie wiesz, opiekunowie rezerwatu Smocza Dolina, znajdującego się w San Francisco...
— W San Francisco jest rezerwat magicznych stworzeń? — zdziwiłam się.
— Nie przerywaj! — ofuknął mnie Carol Ramos. — Trochę kultury.
Zacisnęłam pięści, ale nic nie powiedziałam.
— Tak, w San Francisco jest rezerwat — wyjaśniła pani Sims.
— Margaret — powiedział James. — Moglibyście mi wszyscy nie przerywać? — Przesunął wzrokiem po wszystkich obecnych. — Dziękuję. Kontynuując - ty, Alicja, Tom oraz Aaraon...
— Kto? — roześmiałam się. — Faraon?
— Aaraon — powiedział twardo Inkwizytor. — Mój syn.
Od razu przestałam się śmiać.
— Tak, jasne — mruknęłam, czerwieniąc się ze wstydu. Właśnie wyśmiewałam się z imienia syna Inkwizytora. Super. Dobre pierwsze wrażenie, nie ma co.
— Całą czwórką polecicie z Cedrickiem do Smoczej Doliny, zabijecie demona i wrócicie - dokończył pan Sims. — Wszystko jasne?
— Jak się tam dostaniemy? — spytałam.
— Przez bramę oczywiście — warknął Carol. — A przez co?
— Wyruszacie za godzinę — poinformowała mnie pani Sims.
Kiwnęłam głową i wyszłam z biblioteki. Skierowałam się do swojego pokoju. Głowa bolała mnie tak, że nie mam pojęcia czy w ogóle coś zapamiętałam z tej rozmowy. Musiałam użyć nadzwyczajnych środków. Przecież nie pojadę na misję z kacem.
Gdy tylko weszłam przebrałam od razu poplamioną koszulkę na inną. Potem podwinęłam rękaw i wyjęłam moją stelę. Po kilku minutach na moim ramieniu widniała runa. Specjalna runa dodająca siły i (odkryłam to sama) działająca skutecznie na kaca. Już po chwili czułam się jak nowo narodzona. Mogłam ruszać.
— Co z tego?
— To, że chcę się z tobą widzieć.
— Mhm.
— Za pięć minut.
— CO?!
Wyskoczyłam z łóżka jak rażona piorunem. Czemu nikt mnie nie uprzedził?! Zakręciło mi się w głowie. Czy ja coś wczoraj piłam? Spojrzałam na pustą butelkę po wysokoprocentowym alkoholu stojącą koło szafy i wszystko stało się jasne. Na szczęście Rose jej nie zauważyła. Miałabym przechlapane.
— Zaraz będę — mruknęłam i wypchnęłam dziewczynę z pokoju, zatrzaskując drzwi. Oparłam się o nie i westchnęłam. Najchętniej wróciłabym do łóżka. Rzuciłam mu tęskne spojrzenie i ruszyłam w stronę szafy.
Wciągnęłam na siebie ubrania i zarzuciłam moją kurtkę. W między czasie wypiłam całą butelkę wody. Wiązanie sznurówek moich glanów zajęło mi trzy razy więcej czasu niż zwykle. Byłam totalnie skacowana. Najchętniej wskoczyłabym do łóżka, przykryła się po sam nos i spałabym cały dzień. Ale niestety głupia misja i głupi Inkwizytor musieli mi przeszkodzić.
Chwyciłam butelkę wody i wyszłam z pokoju. W progu wpadłam na kogoś i cała zawartość butelki wylądowała na mojej bluzce i twarzy. Zakrztusiłam się i splunęłam.
— Przepraszam!
Osobą, na którą wpadłam, okazał się być Derek, który wyglądał, jakbym to ja oblała jego. Nie, nie był mokry. Był wściekły. Otarłam twarz rękawem kurtki.
— Strasznie mi przykro — powiedział Derek. — Jestem taki zły. Nie zauważyłem jak otwierałaś drzwi.
— Nic się nie stało — odpowiedziałam, zapinając kurtkę. Wolę się gotować, niż chodzić w poplamionej koszulce. — Czemu jesteś zły?
— Inkwizytor nie pozwolił mi z wami jechać, a Alicja powiedziała, że ma rację! — warknął. — Mam jej dość!
— Na pewno się pogodzicie — zapewniłam go. Dzień bez kłótni Dereka i Alicji to dzień święty. — Jestem tego samego zdania co ty. Powinni cię puścić. Jesteś najstarszy i najbardziej doświadczony.
— Głupi Inkwizytor — mruknął Derek.
— Inkwizytor! — wykrzyknęłam. — Chciał się ze mną spotkać!
— Leć — powiedział Derek, a ja pobiegłam w stronę gabinetu państwa Sims.
Zdyszana zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Pewnie zebranie nie było tu. Czemu do jasnej cholery Rose mi nie powiedziała, gdzie mam iść?! I jeszcze ten okropny ból głowy! Zaklęłam i ruszyłam do gabinetu wujka Alicji. Tam też pusto. Spanikowana zbiegłam do salonu. Tam zastałam Toma, który czytał jakąś książkę.
— Tom! — krzyknęłam. Chłopak obrócił się w moją stronę. — Gdzie jest Inkwizytor?!
— W bibliotece, ale Sus...
Nie dałam mu szansy dokończyć. Wystrzeliłam do biblioteki jak z procy. Po kilku minutach wpadłam do środka. Państwo Sims, Carol Ramos oraz obcy facet, który pewnie był Inkwizytorem, spojrzeli na mnie ze zniecierpliwieniem. Podeszłam do nich zdyszana.
— Przepraszam za spóźnienie — jęknęłam. — Nie wiedziałam, gdzie miałam przyjść.
Wujek Alicji już otwierał usta, żeby na mnie nawrzeszczeć, ale pani Sims uciszyła go dłonią.
— Nic się nie stało, Susanno — powiedziała, uśmiechając się lekko. Wzdrygnęłam się. Nienawidziłam mojego imienia, ale w zdrobnieniu jakoś brzmiało. — James ci wszystko wyjaśni.
Pan Sims poprawił krawat i odchrząknął.
— Jak już pewnie wiesz, opiekunowie rezerwatu Smocza Dolina, znajdującego się w San Francisco...
— W San Francisco jest rezerwat magicznych stworzeń? — zdziwiłam się.
— Nie przerywaj! — ofuknął mnie Carol Ramos. — Trochę kultury.
Zacisnęłam pięści, ale nic nie powiedziałam.
— Tak, w San Francisco jest rezerwat — wyjaśniła pani Sims.
— Margaret — powiedział James. — Moglibyście mi wszyscy nie przerywać? — Przesunął wzrokiem po wszystkich obecnych. — Dziękuję. Kontynuując - ty, Alicja, Tom oraz Aaraon...
— Kto? — roześmiałam się. — Faraon?
— Aaraon — powiedział twardo Inkwizytor. — Mój syn.
Od razu przestałam się śmiać.
— Tak, jasne — mruknęłam, czerwieniąc się ze wstydu. Właśnie wyśmiewałam się z imienia syna Inkwizytora. Super. Dobre pierwsze wrażenie, nie ma co.
— Całą czwórką polecicie z Cedrickiem do Smoczej Doliny, zabijecie demona i wrócicie - dokończył pan Sims. — Wszystko jasne?
— Jak się tam dostaniemy? — spytałam.
— Przez bramę oczywiście — warknął Carol. — A przez co?
— Wyruszacie za godzinę — poinformowała mnie pani Sims.
Kiwnęłam głową i wyszłam z biblioteki. Skierowałam się do swojego pokoju. Głowa bolała mnie tak, że nie mam pojęcia czy w ogóle coś zapamiętałam z tej rozmowy. Musiałam użyć nadzwyczajnych środków. Przecież nie pojadę na misję z kacem.
Gdy tylko weszłam przebrałam od razu poplamioną koszulkę na inną. Potem podwinęłam rękaw i wyjęłam moją stelę. Po kilku minutach na moim ramieniu widniała runa. Specjalna runa dodająca siły i (odkryłam to sama) działająca skutecznie na kaca. Już po chwili czułam się jak nowo narodzona. Mogłam ruszać.
Oczywiście musiałam najpierw się na spokojnie przyszykować i wywalić butelkę po (jak przeczytałam na etykiecie) Demonicznym Winie.
Przeklinając chwilę słabości, wyrzuciłam butelkę. Tak mam 16 lat i jestem uzależniona od alkoholu. No może nie całkiem uzależniona. Piję tylko wtedy, kiedy mam wielkiego doła, albo napad histerii. Wtedy jedyne czego pragnę to odpłynąć myślami od rodziców, wujka Alicji, Stelli i innych. Pierwszy raz sięgnęłam po alkohol, gdy miałam 14 lat. Wczoraj tak się nawaliłam, że nawet nie pamiętam jaki był tego powód.
Weszłam pod prysznic i oparłam głowę o ścianę, pozwalając żeby woda zmyła wszystkie zmartwienia.
Pakując plecak miałam problem. Wziąć czy nie? Ostatecznie wsunęłam do kieszeni plecaka dwie małe buteleczki alkoholu. Na wszelki wypadek.
~*~*~
Czarownicą, która miała wyczarować Bramę okazała się Frizella von Buth (nie pytajcie kim ona jest, bo nie mam bladego pojęcia). Kobieta była obwieszona mnóstwem paciorków, koralików i tym podobych rzeczy.
Czekaliśmy z Bramą na Alicję i Aaraona-Faraona. Tom rozmawiał z Derekiem. A raczej kłócił się z nim. Docierały do mnie pojedyncze słowa typu "nie", "będzie bezpieczna", "wyluzuj" i "zamknij ryj".
Nagle drzwi otworzyły się i weszła Alicja. Chłopakiem, który wbiegł za nią musiał być Aaraon-Faraon. Wysoki. Lekko umięśniony. Blondyn. Szaro-zielone oczy. Alicja pobiegła przywitać się z rodzicami i wujem, a chłopak skinął głową Inkwizatorowi. Rozejrzał się wkoło i zauważył mnie. Ruszył w moją stronę. Moją. Do mnie. Miałam ochotę uciec.
— Witaj — rzekł. — Jestem Aaraon.
— Susan — odpowiedziałam, wyciągając rękę.
Chłopak chwycił ją i delikatnie ucałował. Poczerwieniałam. Wiem, że wielu Nocnych Łowców wita tak kobiety, ale nikt nigdy nie powitał tak mnie. Aaraon wyprostował się i posłał mi lekki uśmiech.
— Byłaś już kiedyś w Smoczej Dolinie? — spytał.
— Wczoraj się dowiedziałam o jej istnieniu — powiedziałam zgodnie z prawdą.
— Ja słyszałem o rezerwacie smoków niedaleko Islandii — rzekł dumnie.
— Mhm — mruknęłam, marząc by Aaraon-Faraon sobie poszedł.
Na szczęście Alicja przybyła mi z pomocą.
— Brama jest otwarta — powiedziała. — Idziemy.
Kiwnęłam głową i całą trójką ruszyliśmy w stronę Bramy. A raczej chyba tam ruszyliśmy, bo zatrzymaliśmy się przy drzwiach prowadzących do małego saloniku.
— Gdzie ta Brama? — spytał Tom.
— Otwórz drzwi, Thomasie — powiedziała pani Sims.
Tom szarpnął za klamkę. Drzwi otworzyły się i zalał mnie blask białego światła. Osłoniłam oczy. Alicja krzyknęła ze zdumienia.
— Pójdę pierwszy — rzekł Cedric. — Skaczcie za mną, myśląc o Dolinie Smoków.
Pozostali pokiwali głowami. Poczułam dreszcz podniecenia. Uwielbiałam misję. Nie rozumiałam Alicji, która na słowo "misja" trzęsła portkami. Zrobiłabym wszystko, żeby się stąd wyrwać. Musze poczekać jeszcze dwa lata i będę wolna.
Cedric skoczył w Bramę, za nim ustawił się Tom i (o dziwo) wujek Alicji.
— Twój wujek też jedzie? — spytałam szeptem przyjaciółki.
— Tak — odpowiedziała.
Super. Po prostu świetnie. Dzisiejszy dzień jest masakryczny. Chyba gorzej być nie może. Carol Ramos wszedł w Bramę. Po nim wskoczyła Alicja. Zostałam ja i Aaraon-Faraon. Chłopak przepuścił mnie i uśmiechnął się. Niech spada na drzewo.
Wstrzymałam oddech i wskoczyłam w Bramę. Przez chwilę otaczała mnie tylko jasność, a potem uderzyłam całym ciałem w ziemię. Jęknęłam z bólu. Nie zdążyłam się podnieść, kiedy usłyszałam krzyk i coś ciężkiego spadło na mnie. Aaraon.
— Przepraszam! — krzyknął. — Wybacz mi, Sarah.
— Mam na imię Susan — warknęłam, spychając go ze mnie. — Patrz gdzie lądujesz.
Usiadłam, a Aaraon chciał pomóc mi wstać. Odtrąciłam jego rękę i dźwignęłam się ziemi. Rozejrzałam się w koło. Byliśmy na pustkowiu. Nie było tu niczego. Trawa, kilka kwiatków i krzaków. Żadnych smoków. Nagle zachciało mi się iść w dal, w stronę gór.
Alicja ruszyła już w tamtą stronę, a Tom i Aaraon podążali za nią. Miałam do nich dołączyć, kiedy Cedrc chwycił mnie za ramię i krzyknął:
— STÓJCIE!
Wszyscy obróciliśmy się w jego stronę.
— Nie idźcie tam — rzekł.
— Ale tu nic nie ma — zauważył Tom.
— Zaklęcia dekoncentrujące — powiedział Cedric. — Jak na waszym Instytucie. Gdy się zbliżycie, macie ochotę odejść.
Alicja westchnęła i podeszła do nas. Tom i Aaraon podążyli jej śladem.
— Alicjo, złap mnie za drugą rękę — rozkazał Cedric. — Aaraon, chwyć rękę Susan, a ty Tom, dłoń Alicji. Panie Ramos, niech pan chwyci rękę Toma.
Utworzyliśmy sznurek. Dłoń Aaraona była morka od potu i cała drżała. Miałam ochotę się odsunąć, ale mnie zrobiłam tego.
— Zamknijcie oczy — rzekł Cedric. Przymknęłam powieki. Dłoń Cedrica zacisnęła się na mojej. Poczułam ciepło, przechodzące przez moją rękę. Wiem, że Aaraon też to poczuł.
— Możecie otworzyć oczy — polecił Cedric.
Otworzyłam oczy i krzyknęłam ze zdziwienia. Przed mną rozpościerał się wielki mur, a za nim stał ogromny zamek.
— Ale.. Jak..? — wydusił Tom.
— Witajcie w Smoczej Dolinie — powiedział Cedric.
— Gdzie ta Brama? — spytał Tom.
— Otwórz drzwi, Thomasie — powiedziała pani Sims.
Tom szarpnął za klamkę. Drzwi otworzyły się i zalał mnie blask białego światła. Osłoniłam oczy. Alicja krzyknęła ze zdumienia.
— Pójdę pierwszy — rzekł Cedric. — Skaczcie za mną, myśląc o Dolinie Smoków.
Pozostali pokiwali głowami. Poczułam dreszcz podniecenia. Uwielbiałam misję. Nie rozumiałam Alicji, która na słowo "misja" trzęsła portkami. Zrobiłabym wszystko, żeby się stąd wyrwać. Musze poczekać jeszcze dwa lata i będę wolna.
Cedric skoczył w Bramę, za nim ustawił się Tom i (o dziwo) wujek Alicji.
— Twój wujek też jedzie? — spytałam szeptem przyjaciółki.
— Tak — odpowiedziała.
Super. Po prostu świetnie. Dzisiejszy dzień jest masakryczny. Chyba gorzej być nie może. Carol Ramos wszedł w Bramę. Po nim wskoczyła Alicja. Zostałam ja i Aaraon-Faraon. Chłopak przepuścił mnie i uśmiechnął się. Niech spada na drzewo.
Wstrzymałam oddech i wskoczyłam w Bramę. Przez chwilę otaczała mnie tylko jasność, a potem uderzyłam całym ciałem w ziemię. Jęknęłam z bólu. Nie zdążyłam się podnieść, kiedy usłyszałam krzyk i coś ciężkiego spadło na mnie. Aaraon.
— Przepraszam! — krzyknął. — Wybacz mi, Sarah.
— Mam na imię Susan — warknęłam, spychając go ze mnie. — Patrz gdzie lądujesz.
Usiadłam, a Aaraon chciał pomóc mi wstać. Odtrąciłam jego rękę i dźwignęłam się ziemi. Rozejrzałam się w koło. Byliśmy na pustkowiu. Nie było tu niczego. Trawa, kilka kwiatków i krzaków. Żadnych smoków. Nagle zachciało mi się iść w dal, w stronę gór.
Alicja ruszyła już w tamtą stronę, a Tom i Aaraon podążali za nią. Miałam do nich dołączyć, kiedy Cedrc chwycił mnie za ramię i krzyknął:
— STÓJCIE!
Wszyscy obróciliśmy się w jego stronę.
— Nie idźcie tam — rzekł.
— Ale tu nic nie ma — zauważył Tom.
— Zaklęcia dekoncentrujące — powiedział Cedric. — Jak na waszym Instytucie. Gdy się zbliżycie, macie ochotę odejść.
Alicja westchnęła i podeszła do nas. Tom i Aaraon podążyli jej śladem.
— Alicjo, złap mnie za drugą rękę — rozkazał Cedric. — Aaraon, chwyć rękę Susan, a ty Tom, dłoń Alicji. Panie Ramos, niech pan chwyci rękę Toma.
Utworzyliśmy sznurek. Dłoń Aaraona była morka od potu i cała drżała. Miałam ochotę się odsunąć, ale mnie zrobiłam tego.
— Zamknijcie oczy — rzekł Cedric. Przymknęłam powieki. Dłoń Cedrica zacisnęła się na mojej. Poczułam ciepło, przechodzące przez moją rękę. Wiem, że Aaraon też to poczuł.
— Możecie otworzyć oczy — polecił Cedric.
Otworzyłam oczy i krzyknęłam ze zdziwienia. Przed mną rozpościerał się wielki mur, a za nim stał ogromny zamek.
— Ale.. Jak..? — wydusił Tom.
— Witajcie w Smoczej Dolinie — powiedział Cedric.
_____________________________________________________
Witajcie zabłąkane dusze!
Jak Wam się spodobał trzeci rozdział "Historii"?
Na czwarty zapraszam oczywiście do Alicji {KLIK}.
Na czwarty zapraszam oczywiście do Alicji {KLIK}.
Komentujcie :D
Możecie też zagwiazkdować "Historie" na wattpadzie. Link w kolumnie.
Nie orientuję się kompletnie. Co tutaj się dzieje? Kim są Ci ludzie? Za dużo wszystkiego na raz. Ledwo zdążę ogarnąć dwie główne bohaterki i mniej więcej teren w jakim się poruszają, a tutaj kolejne pięć postaci i kolejne i kolejne.
OdpowiedzUsuńI seriously? Jak się nie tnie to ćpa. Jak nie ćpa to pije. Jak nie pije to ja już nie wiem co jeszcze. A nie, wiem. Nie ma rodziców i ma problemy ze sobą. Oklepane. Bardzo.
W przeciągu stu pięćdziesięciu słów przynajmniej dwa razy wspomniałeś że Sus chce się wrócić do łóżka. Raz wystarczy.
Biorąc to wszystko w jedno i podsumowując: przez to że wszystko dzieje się za szybko ze zbyt dużym udziałem postaci, których czytelnik nie potrafi ogarnąć, gubię się jak i zapewne nie tylko ja. To jest jak matematyka.Kiedy coś ogarniesz to może Ci się to nie podobać lub podobać ale umiesz i żyjesz. A gdy nie ogarniasz, to nudzisz się bo nie rozumiesz. I jeszcze nie możesz się skupić żeby zrozumieć, bo starasz się utrzymać oczy otwarte.
Nic pozytywnego nie powiem chociaż może i by się coś znalazło, ale nie mam siły i ochoty tego szukać.
Trzymam kciuki by udało się wam uratować tą serię.
Ale ja odpadam. Nie będzie więcej takich komentarzy bo nie będę czytać.
Standardowo weny
W tym rozdziale nie doszła żadna nowa postać (wspominano w 1 zdaniu o Frizelli tylko).
UsuńNigdy nie miałam bohaterki, która miałaby problemy z alkoholem/narkotykami itp, więc postanowiłam spróbować. Po za tym takie bohaterki są spotykane często w ff o gwiazdach. W ff o książkach ani razu się z taką sytuacją nie spotkałam.
Powtórzyłam to tyle razy (2/3), żeby pokazać jak bardzo jej się chce spać.
Nie wiem co się działo w tym rozdziale. Prawie nic, no ale skoro cierpisz na nadmiar akcji.
Wyznaję regułę "Nie podoba mi się, to nie czytam". Nie wszyscy muszą wszystko lubić, więc jak ci się nie podoba, to nie czytaj.
Wena się przyda, dziękuję.
Jak już mówiłam rozdział wyszedł zabawny. Szczególnie jak Aaraon spadł na Susan.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję ci rację, że w rozdziale dużo akcji nie było, a postaci będzie w następnym rozdziale mniej.
Pozdrawiam!
Ali