Pierwszy rozdział Historii dedykuję Vittori i Ginny, bo w sumie bez ich Przygód, nigdy nie zabrałabym się za pisanie w parze.
_____________________________________________________
Spałam sobie spokojnie, kiedy Alicja postanowiła wpaść do mojego pokoju jak burza i zrzucić mnie z łóżka. Czemu drzwi do sypialni w Instytucie nie są zamykane na klucz?
— Wstawaj, Sus! — rozkazała dziewczyna, odgarniając z twarzy brązowe kosmyki. — Śniadanie stygnie!
— Rose gotowała? — spytałam półprzytomnie.
— Mhm — mruknęła Alicja.
— To nie idę — rzekła i zawinęłam się w kołdrę na podłodze.
Alicja jednak nie dawała za wygraną i zerwała ze mnie okrycie. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam za brzeg kołdry. Ali pociągnęła ją mocniej, ale ja nie puszczałam. Po kilku minutach zawziętej walki, poddałam się i puściłam kołdrę. Alicja krzyknęła i wpadła na drzwi.
— Frajerka — szepnęłam, ale dziewczyna to usłyszała, bo rzuciła we mnie pościelą i rozkazała:
— Za dziesięć minut widzę cię w jadalni.
Alicja wyszła, a ja zaczęłam gramolić się z podłogi, ziewając. Podniosłam kołdrę i pościeliłam łóżko. Potem usiadłam na nim i rozejrzałam się po moim małym pokoju.
Mieszkałam w Instytucie odkąd pamiętam. Moi rodzice zginęli z rąk demonów, gdy byłam bardzo malutka. Rodzice Alicji zaopiekowali się mną i stali się moją rodziną zastępczą. James Sims traktował mnie jak własną córkę, a Alicja i Dominic widzieli we mnie siostrę. Nawet ich kuzynka Rose mówiła do mnie często "kuzynko". Jedynie Margaret Sims nie mogła pogodzić się z tym, że zostałam ich przybraną córką. Moja matka była jej najlepszą przyjaciółką, a ja na pewno jej o niej przypominałam. W końcu miałam takie same rysy twarzy i te same włosy oraz oczy. No i oczywiście wujek Alicji, a ojciec Rose. Ten szczerze mnie nienawidził, ale miał powody. Jego żona zginęła w bitwie, którą Nefilim toczyli o wolność moich rodziców.
— Susan! — usłyszałam głos Alicji i łomotanie w drzwi. — Nie zmuszaj mnie do wytoczenia ciężkiego działa! Wstawaj!
— Mhm — mruknęła Alicja.
— To nie idę — rzekła i zawinęłam się w kołdrę na podłodze.
Alicja jednak nie dawała za wygraną i zerwała ze mnie okrycie. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam za brzeg kołdry. Ali pociągnęła ją mocniej, ale ja nie puszczałam. Po kilku minutach zawziętej walki, poddałam się i puściłam kołdrę. Alicja krzyknęła i wpadła na drzwi.
— Frajerka — szepnęłam, ale dziewczyna to usłyszała, bo rzuciła we mnie pościelą i rozkazała:
— Za dziesięć minut widzę cię w jadalni.
Alicja wyszła, a ja zaczęłam gramolić się z podłogi, ziewając. Podniosłam kołdrę i pościeliłam łóżko. Potem usiadłam na nim i rozejrzałam się po moim małym pokoju.
Mieszkałam w Instytucie odkąd pamiętam. Moi rodzice zginęli z rąk demonów, gdy byłam bardzo malutka. Rodzice Alicji zaopiekowali się mną i stali się moją rodziną zastępczą. James Sims traktował mnie jak własną córkę, a Alicja i Dominic widzieli we mnie siostrę. Nawet ich kuzynka Rose mówiła do mnie często "kuzynko". Jedynie Margaret Sims nie mogła pogodzić się z tym, że zostałam ich przybraną córką. Moja matka była jej najlepszą przyjaciółką, a ja na pewno jej o niej przypominałam. W końcu miałam takie same rysy twarzy i te same włosy oraz oczy. No i oczywiście wujek Alicji, a ojciec Rose. Ten szczerze mnie nienawidził, ale miał powody. Jego żona zginęła w bitwie, którą Nefilim toczyli o wolność moich rodziców.
— Susan! — usłyszałam głos Alicji i łomotanie w drzwi. — Nie zmuszaj mnie do wytoczenia ciężkiego działa! Wstawaj!
— Już, już! — odkrzyknęłam i wstałam z łóżka.
Szybko obmyłam twarz i związałam włosy w byle jakiego kucyka. A przynajmniej próbowałam. Czarne jak smoła loki co chwilę wymykały się i opadały mi na twarz. W końcu zrezygnowana zostawiłam je w spokoju. Przed wyjściem z pokoju założyłam czarną, skórzaną kurtkę, bez której nigdzie się nie ruszam. Była to kurtka mojej mamy i jedyna rzecz, która pozostała mi po rodzicach oprócz zdjęć.
W obawie przed wybuchem frustracji Alicji, wybiegłam z pokoju i udałam się do jadalni. Było to duże pomieszczenie, będące jednocześnie salonem. Stały tam kanapy i fotele, a w kominku trzaskał wesoło ogień. Dołączyłam do Alicji, Rose przy dziesięcioosobowym stole. Państwo Sims pewnie już zjedli. Mieli w zwyczaju wychodzić wcześnie rano, więc jedli śniadanie, kiedy my jeszcze spaliśmy.
— Cześć, Sus — przywitała mnie Rose. — Smacznego!
Spojrzałam na talerz. Zobaczyłam tam coś co wyglądało na spaloną doszczętnie grzankę i zielono-żółto-różową papkę.
— Eee... Rose? — zagadnęłam. — Co to jest?
— Grzanka i jajecznica — odpowiedziała dziewczyna takim tonem, jakby to było oczywiste.
Chwyciłam widelec i dźgnęłam nim papkę. Na szczęście nic się nie stało (kiedyś kotlety, które Rose usmażyła, wybuchły przy jedzeniu), więc nabrałam trochę na widelec i włożyłam do ust.
Mogę opisać smak tego czegoś jednym słowem - ohyda.
Skrzywiłam się i odłożyłam widelec. Chwyciłam do ręki grzankę i zaczęłam nożem zeskrobywać spaleniznę.
— Rose, wiesz może kiedy wraca Dominic? — spytała Alicja, upijając łyk wody ze szklanki.
— Nie wiem — odrzekła Rose. — Dawno nie miałam z nim kontaktu.
Starszy brat Alicji był na misji. Tropił jakiegoś demona niedaleko Houston. To pytanie niby było zwyczajne, ale ja wyczułam w nim podtekst. Dominic był świetnym kucharzem, a każda jego potrawa była rozkoszą dla podniebienia. Sama tęskniłam za jego befsztykiem i zupą cebulową.
Zeskrobałam z grzanki większą część spalenizny i ugryzłam kęs. Nie była taka zła jak na coś co przygotowała Rose. Rose skończyła jeść i wstała od stołu.
— Ostatnia zmywa talerze — rzuciła na odchodnym.
Jak na komendę wsadziłam sobie resztę grzanki do ust i wstałam od stołu. Alicja spojrzała na mnie z oburzeniem. Ty razem wygrałam. Przełknęłam grzankę i zaproponowałam:
— Pójdźmy do jakiejś knajpy na porządne śniadanie, co?
— Chętnie — Alicja uśmiechnęła się. — Ale ty stawiasz — dodała, po czym chwyciła talerze i wybiegła z jadalni, zanim zdążyłam zaprotestować.
Szybko obmyłam twarz i związałam włosy w byle jakiego kucyka. A przynajmniej próbowałam. Czarne jak smoła loki co chwilę wymykały się i opadały mi na twarz. W końcu zrezygnowana zostawiłam je w spokoju. Przed wyjściem z pokoju założyłam czarną, skórzaną kurtkę, bez której nigdzie się nie ruszam. Była to kurtka mojej mamy i jedyna rzecz, która pozostała mi po rodzicach oprócz zdjęć.
W obawie przed wybuchem frustracji Alicji, wybiegłam z pokoju i udałam się do jadalni. Było to duże pomieszczenie, będące jednocześnie salonem. Stały tam kanapy i fotele, a w kominku trzaskał wesoło ogień. Dołączyłam do Alicji, Rose przy dziesięcioosobowym stole. Państwo Sims pewnie już zjedli. Mieli w zwyczaju wychodzić wcześnie rano, więc jedli śniadanie, kiedy my jeszcze spaliśmy.
— Cześć, Sus — przywitała mnie Rose. — Smacznego!
Spojrzałam na talerz. Zobaczyłam tam coś co wyglądało na spaloną doszczętnie grzankę i zielono-żółto-różową papkę.
— Eee... Rose? — zagadnęłam. — Co to jest?
— Grzanka i jajecznica — odpowiedziała dziewczyna takim tonem, jakby to było oczywiste.
Chwyciłam widelec i dźgnęłam nim papkę. Na szczęście nic się nie stało (kiedyś kotlety, które Rose usmażyła, wybuchły przy jedzeniu), więc nabrałam trochę na widelec i włożyłam do ust.
Mogę opisać smak tego czegoś jednym słowem - ohyda.
Skrzywiłam się i odłożyłam widelec. Chwyciłam do ręki grzankę i zaczęłam nożem zeskrobywać spaleniznę.
— Rose, wiesz może kiedy wraca Dominic? — spytała Alicja, upijając łyk wody ze szklanki.
— Nie wiem — odrzekła Rose. — Dawno nie miałam z nim kontaktu.
Starszy brat Alicji był na misji. Tropił jakiegoś demona niedaleko Houston. To pytanie niby było zwyczajne, ale ja wyczułam w nim podtekst. Dominic był świetnym kucharzem, a każda jego potrawa była rozkoszą dla podniebienia. Sama tęskniłam za jego befsztykiem i zupą cebulową.
Zeskrobałam z grzanki większą część spalenizny i ugryzłam kęs. Nie była taka zła jak na coś co przygotowała Rose. Rose skończyła jeść i wstała od stołu.
— Ostatnia zmywa talerze — rzuciła na odchodnym.
Jak na komendę wsadziłam sobie resztę grzanki do ust i wstałam od stołu. Alicja spojrzała na mnie z oburzeniem. Ty razem wygrałam. Przełknęłam grzankę i zaproponowałam:
— Pójdźmy do jakiejś knajpy na porządne śniadanie, co?
— Chętnie — Alicja uśmiechnęła się. — Ale ty stawiasz — dodała, po czym chwyciła talerze i wybiegła z jadalni, zanim zdążyłam zaprotestować.
~*~*~
Poszłyśmy oczywiście do naszej ulubionej meksykańskiej restauracji Taco Bell. Alicja zamówiła chili con carne, a ja wybrałam tacos z kurczakiem.
— Proszę, powiedz Rose, żeby już nie gotowała — powiedziałam, ocierając usta serwetką. Tacos z kurczakiem to zdecydowanie moja ulubiona forma śniadania. Wolałam to sto razy bardziej od papki jajecznej i spalonych grzanek.
— Jej nif nie pfekona — wydusiła Alicja z ustami pełnymi jedzenia. Przełknęła i dokończyła: — Ona kocha gotować.
— Ale my nie kochamy jak ona gotuje — mruknęłam.
Nagle Alicja zesztywniała i zacisnęła mocniej palce na widelcu.
— Nie odwracaj się — szepnęła.
Jak na komendę odwróciłam się i spojrzałam w stronę wejścia do restauracji. Stała w nich wysoka dziewczyna. Z daleka zauważyłam przeciwsłoneczne okulary od Gucciego, różową sukienkę od Prady i dziesięciocentymetrowe szpilki. Stella Tullers.
Dziewczyna rozejrzała się po restauracji i zacisnęła usta, po czym ruszyła w głąb lokalu, stukając swoimi obcasami. Ledwo powstrzymałam się przed rzuceniem w nią widelcem.
Stella Tullers była bogatą córką prawników. Uważała się za królową miasta i często wyśmiewała na ulicy ludzi z powodu ich ubrania. W tym mnie. Spotkałam ją namieście wiele razy i za każdym razem wytknęła mi wprost niedoskonałości mojej kurtki. Jej pierwszymi słowami do mnie było wyrażenie "Kochaniutka, ta kurtka to chyba z zeszłego sezonu?". Od tamtej pory staram się wstawiać za każdą osobą, którą dziewczyna krytykuje.
Stella podeszła do chłopaka, jedzącego spokojnie taco i pstryknęła mu palcami przed twarzą.
— Kochaniutki, obawiam się, że będziesz musiał zmienić miejsce — zapiszczała.
— Bo? — spytał zdziwiony chłopak. Nigdy wcześniej go nie widziałam, więc musiał nie być stąd. To by tłumaczyło, czemu nie ucieka przed Stellą gdzie pieprz rośnie.
— Bo ja chcę tu usiąść — wyjaśniła Stella i wyciągnęła rękę, wskazując drzwi. — Przesiądź się, albo wyjdź.
Cała restauracja, łącznie z obsługą, patrzyła na tą niecodzienną sytuację. Chyba pierwszy raz ktoś oprócz mnie otwarcie postawił się Stelli Tullers.
— Nie — odpowiedział chłopak i wrócił do jedzenia, ignorując kompletnie Stelle, która poczerwieniała jak dojrzały pomidor. Próbowałam powstrzymać śmiech i z moich ust wyleciało ciche parsknięcie.
— Sus — jęknęła Alicja.
Stella odwróciła się i utkwiła wzrok we mnie.
— Ty — syknęła. — Śmieszy cię to?
— Trochę — wyznałam szczerze.
Teraz inne osoby też chichotały lub ledwo powstrzymywały śmiech. Ta sytuacja była komiczna. Stella już nabierała powietrza, żeby na mnie nawrzeszczeć, kiedy nagle chłopak, który nie chciał ustąpić jej miejsca się wtrącił.
— Hej, ty jesteś Susan Kelley? — spytał.
— Tak — odpowiedziałam zaskoczona. — Skąd...?
— Później wam wytłumaczę — powiedział chłopak. — Musicie ze mną porozmawiać. Teraz.
Spojrzałam na Alicję. Kiwnęła głową.
— Dobrze — rzekłam i wstałam. Alicja podążyła moim śladem.
— Gdzie się wybieracie?! — zaskrzeczała Stella. — Jeszcze z wami nie skończyłam!
— Ale my skończyliśmy — powiedziałam i wyminęłam ją.
Ruszyliśmy do wyjścia, odprowadzani wzrokiem wszystkich osób w restauracji. Na zewnątrz chłopak pociągnął nas do pierwszej małej uliczki. Dopiero wtedy się mu przyjrzałam. Miał włosy w odcieniu miodu i ciemnobrązowe oczy. Nie wyglądał groźnie. Był dość niski, bo przewyższał mnie tylko o około trzy-cztery centymetry.
— To co chciałeś nam powiedzieć? — spytałam.
— Alicja Sims? — upewnił się chłopak, patrząc pytająco na Ali.
Moja przyjaciółka kiwnęła głową.
— Potrzebuję pomocy Nocnych Łowców — szepnął.
Wybałuszyłam oczy, a Alicja rozdziawiła usta. Nagle podchodzi do nas w restauracji chłopak i prosi o pomoc Nocnych Łowców.
— C-co? — spytałam głupio.
— Chodzi o... — zaczął chłopak, ale Alicja uciszyła go ręką. — Co? — spytał z oburzeniem.
— Nie możemy tutaj rozmawiać — stwierdziła dziewczyna. — Na początek - kim jesteś i jakie mamy powody, żeby ci ufać i pomagać?
— Jestem Cedric Montger i jestem synem opiekuna rezerwatu magicznych stworzeń o nazwie Smocza Dolina — wyjaśnił chłopak. — Nie macie żadnych powodów, żeby mi ufać, ale proszę, pomóżcie mi.
— Smocza co? — zapytała Alicja. — Czekaj, co ty człowieku pieprzysz?
Sama miałam ochotę go o to zapytać. To wszystko brzmiało niedorzecznie. Przecież smoki wyginęły dawno temu, a rezerwaty magicznych stworzeń nie istnieją.
— Rezerwaty magicznych stworzeń nie istnieją — stwierdziłam, zakładając ręce na piersi.
— Demony i Nocni Łowcy też nie — zadrwił Cedric.
— Punkt dla ciebie — rzekła Alicja. — Wytłumaczysz nam wszystko w Instytucie.
— Zabieramy go do Instytutu? — spytałam.
— Masz inny pomysł? — warknęła Ali.
Pokręciłam głową.
— Więc chodźmy.
— Jej nif nie pfekona — wydusiła Alicja z ustami pełnymi jedzenia. Przełknęła i dokończyła: — Ona kocha gotować.
— Ale my nie kochamy jak ona gotuje — mruknęłam.
Nagle Alicja zesztywniała i zacisnęła mocniej palce na widelcu.
— Nie odwracaj się — szepnęła.
Jak na komendę odwróciłam się i spojrzałam w stronę wejścia do restauracji. Stała w nich wysoka dziewczyna. Z daleka zauważyłam przeciwsłoneczne okulary od Gucciego, różową sukienkę od Prady i dziesięciocentymetrowe szpilki. Stella Tullers.
Dziewczyna rozejrzała się po restauracji i zacisnęła usta, po czym ruszyła w głąb lokalu, stukając swoimi obcasami. Ledwo powstrzymałam się przed rzuceniem w nią widelcem.
Stella Tullers była bogatą córką prawników. Uważała się za królową miasta i często wyśmiewała na ulicy ludzi z powodu ich ubrania. W tym mnie. Spotkałam ją namieście wiele razy i za każdym razem wytknęła mi wprost niedoskonałości mojej kurtki. Jej pierwszymi słowami do mnie było wyrażenie "Kochaniutka, ta kurtka to chyba z zeszłego sezonu?". Od tamtej pory staram się wstawiać za każdą osobą, którą dziewczyna krytykuje.
Stella podeszła do chłopaka, jedzącego spokojnie taco i pstryknęła mu palcami przed twarzą.
— Kochaniutki, obawiam się, że będziesz musiał zmienić miejsce — zapiszczała.
— Bo? — spytał zdziwiony chłopak. Nigdy wcześniej go nie widziałam, więc musiał nie być stąd. To by tłumaczyło, czemu nie ucieka przed Stellą gdzie pieprz rośnie.
— Bo ja chcę tu usiąść — wyjaśniła Stella i wyciągnęła rękę, wskazując drzwi. — Przesiądź się, albo wyjdź.
Cała restauracja, łącznie z obsługą, patrzyła na tą niecodzienną sytuację. Chyba pierwszy raz ktoś oprócz mnie otwarcie postawił się Stelli Tullers.
— Nie — odpowiedział chłopak i wrócił do jedzenia, ignorując kompletnie Stelle, która poczerwieniała jak dojrzały pomidor. Próbowałam powstrzymać śmiech i z moich ust wyleciało ciche parsknięcie.
— Sus — jęknęła Alicja.
Stella odwróciła się i utkwiła wzrok we mnie.
— Ty — syknęła. — Śmieszy cię to?
— Trochę — wyznałam szczerze.
Teraz inne osoby też chichotały lub ledwo powstrzymywały śmiech. Ta sytuacja była komiczna. Stella już nabierała powietrza, żeby na mnie nawrzeszczeć, kiedy nagle chłopak, który nie chciał ustąpić jej miejsca się wtrącił.
— Hej, ty jesteś Susan Kelley? — spytał.
— Tak — odpowiedziałam zaskoczona. — Skąd...?
— Później wam wytłumaczę — powiedział chłopak. — Musicie ze mną porozmawiać. Teraz.
Spojrzałam na Alicję. Kiwnęła głową.
— Dobrze — rzekłam i wstałam. Alicja podążyła moim śladem.
— Gdzie się wybieracie?! — zaskrzeczała Stella. — Jeszcze z wami nie skończyłam!
— Ale my skończyliśmy — powiedziałam i wyminęłam ją.
Ruszyliśmy do wyjścia, odprowadzani wzrokiem wszystkich osób w restauracji. Na zewnątrz chłopak pociągnął nas do pierwszej małej uliczki. Dopiero wtedy się mu przyjrzałam. Miał włosy w odcieniu miodu i ciemnobrązowe oczy. Nie wyglądał groźnie. Był dość niski, bo przewyższał mnie tylko o około trzy-cztery centymetry.
— To co chciałeś nam powiedzieć? — spytałam.
— Alicja Sims? — upewnił się chłopak, patrząc pytająco na Ali.
Moja przyjaciółka kiwnęła głową.
— Potrzebuję pomocy Nocnych Łowców — szepnął.
Wybałuszyłam oczy, a Alicja rozdziawiła usta. Nagle podchodzi do nas w restauracji chłopak i prosi o pomoc Nocnych Łowców.
— C-co? — spytałam głupio.
— Chodzi o... — zaczął chłopak, ale Alicja uciszyła go ręką. — Co? — spytał z oburzeniem.
— Nie możemy tutaj rozmawiać — stwierdziła dziewczyna. — Na początek - kim jesteś i jakie mamy powody, żeby ci ufać i pomagać?
— Jestem Cedric Montger i jestem synem opiekuna rezerwatu magicznych stworzeń o nazwie Smocza Dolina — wyjaśnił chłopak. — Nie macie żadnych powodów, żeby mi ufać, ale proszę, pomóżcie mi.
— Smocza co? — zapytała Alicja. — Czekaj, co ty człowieku pieprzysz?
Sama miałam ochotę go o to zapytać. To wszystko brzmiało niedorzecznie. Przecież smoki wyginęły dawno temu, a rezerwaty magicznych stworzeń nie istnieją.
— Rezerwaty magicznych stworzeń nie istnieją — stwierdziłam, zakładając ręce na piersi.
— Demony i Nocni Łowcy też nie — zadrwił Cedric.
— Punkt dla ciebie — rzekła Alicja. — Wytłumaczysz nam wszystko w Instytucie.
— Zabieramy go do Instytutu? — spytałam.
— Masz inny pomysł? — warknęła Ali.
Pokręciłam głową.
— Więc chodźmy.
_____________________________________________________
Witajcie, witajcie :D
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział Historii się Wam spodobał.
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział Historii się Wam spodobał.
Drugi rozdział już za tydzień u mojej wspólniczki Alicji Sims [KLIK].
Zapraszam do komentowania!
Śpię jeszcze więc zacznę od tego co mi nie pasuje:
OdpowiedzUsuńSims, Kelley. To nie są nazwiska Nocnych Łowców i być nie mogą. Nazwiska są dwuczłonowe np. Heron-dale Morgen-stern Light-wood
Vicky mi to wbiła do głowy i tak już pozostanie.
Nie ogarniam kim jest Rose. No dobra, jest tak: Alicja, James i ta matka zapomniałam imienia Sims. Oni są rodziną tzn. Córka ojciec matka. A Rose to siostra Alicji czy oddana na wychowanie do innego instytutu dziewczyna? I ten chłopak wcześniej wspomniany że dobrze gotuje. Nie ogarniam.
Przeczytałeś byś. DA do końca?
Tyle ludzi w jednym pierwszym rozdziale trochę miesza ale cóż.
Teraz coś pozytywnego żeby nie było że wszystko na nie.
No styl jest okay. Dobrze się czyta.
Niestety nie powiem że pomysł oryginalny ale mieszanka może wyjść ciekawa.Chyba.
Adios
Rose to kuzynka Alicji. Jej ojciec to wujek Alicji.
OdpowiedzUsuńDominic to starszy brat Alicji, który wyjechał.
A co do nazwisk - to są nasze nazwiska z nicków. Część DA i wszystkie informacje na jej temat zaczerpnęłam od Alicji, bo ona przeczytała więcej niż ja.
Fajnie, że dobrze się czyta (masło maślane).
Adios
Komentuje bo mnie zmusiłas. Jest ok ale zgadzam się z GinnyArea co do tego ze trudno się połapać w postaciach.
OdpowiedzUsuń1. Nie zmusiłam cię.
Usuń2. Połapiesz się, spokojnie.
3. A nie, nie połapiesz się, bo więcej ne pewno nie przeczytasz.
4. Fajnie, że jest ok.
Spoko, mnie też zmusiła :-)
OdpowiedzUsuńZ postaciami nie jest źle, szczególnie że z każdym następnym rozdziałem będzie łatwiej. Rozdział jest naprawdę fajny 😉
Pozdrawiam
Alicja
Nie zmusiłam cię - ty masz obowiązek -.-
UsuńPrzybyłam i komentuję XDD
OdpowiedzUsuńNocni Łowcy <333 i Smoki ^^ nooo może wyjść ciekawie.
Fakt, ciężko się połapać w postaciach, ale ja mam tak, że zaczynam oglądać seriale od 2 sezonu, bo boo bo nawet nie wiem czemu i zawsze muszę sama ogarniać co i jak i te wszystkie związki między postaciami, także jak dla mnie problemu nie ma XD
Styl miodzio, miło i lekko się czyta :D
Stella mnie zmierzwiła, nie lubie takich osób, ale uwielbiam jak ktoś im dokopuje XDDD
To chyba tyle mam do przekazania ;x
Weny życzę ;3
xoxo ;*
Dziękuję i również życzę weny :*
UsuńJa tu tylko podziękuję za dedykację, bo resztę napisałam już pod drugim rozdziałem. Więc dziękuję c:
OdpowiedzUsuńProszę :D
Usuń